Rynek mieszkaniowy, tak jak każdy inny, kształtuje się w odpowiedzi na popyt. Z tego względu zmiany nawyków i trybu życia znajdują odzwierciedlenie w tym, na jakie lokale jest zapotrzebowanie. Pandemia koronawirusa jest okresem, gdy w tej kwestii wszystko przeobraża się bardzo szybko i, często, diametralnie. Doktor Jacek Łaszek, profesor Szkoły Głównej Handlowej oraz pracownik NBP, w rozmowie z Obserwatorem Finansowym wskazuje na dwie największe metamorfozy rynku nieruchomości.
Social distancing uderzył w nieruchomości komercyjne
Kwarantanna wprowadzona z powodu pandemii COVID-19 wymusiła zmiany w wielu aspektach życia. Dla rynku nieruchomości komercyjnych okazało się przejście wielu firm na zdalny tryb pracy. Oczywiście spowodowało to czasowe zamknięcie biur. To nie byłoby groźne dla rynku, jednak w trakcie trwania kwarantanny firmy zreflektowały się, że praca w trybie zdalnym jest możliwa, a co więcej – nie jest mniej wydajna, a na pewno jest tańsza, ponieważ odpada koszt utrzymania biura.
Doświadczenie z czasu pandemii może się więc zamienić w trwałą tendencję do rezygnowania z pracy w biurze. To z kolei szybko przełoży się na coraz mniejszy popyt na powierzchnie biurowe. Aby móc wyobrazić sobie, jak duże może mieć to konsekwencje, należy uświadomić sobie, że przed koronawirusem rynek biurowy był bardzo rozgrzany i notował rekordy podażowe, popytowe i cenowe. Praca zdalna może być tym czynnikiem, który nagle odmieni trend i sprawi, iż pojawi się nadmiar takich lokali, a następnie – spadek cen najmu. Dr Łaszek zwraca uwagę, że niekoniecznie musi znaleźć to negatywne przełożenie na naszą gospodarkę, ponieważ większość inwestorów w tym sektorze to kapitał zagraniczny. Sam spadek cen najmu może być zaś korzystny dla rodzimych przedsiębiorców.
Druga istotna sprawa dla sektora nieruchomości komercyjnych, to ograniczanie handlu stacjonarnego na rzecz handlu online. Może to spowodować pustoszenie galerii handlowych i innych tego typu obiektów. Na znaczeniu zyskają zaś przestrzenie magazynowe, istotne z punktu widzenia coraz bardziej skomplikowanej i intensywnej logistyki.
Biuro w domu
Praca w trybie home office, czyli przeniesienie biura do domu, niesie ze sobą pewną istotną dla rynku mieszkaniowego konsekwencję – pracownik musi wygospodarować w domu dodatkową przestrzeń na pracę. Skutkiem tego jest zmiana preferencji klientów mieszkaniówki. Coraz częściej szukają oni większych lokali, z jednej strony chcąc uzyskać dodatkowe pomieszczenie do pracy, z drugiej – zabezpieczając sobie większą przestrzeń życia w razie kolejnych lockdownów.
Z jednej strony jest to przerzucenie kosztów utrzymania przestrzeni do pracy na pracownika. Z drugiej – większe mieszkanie pozostaje elementem prywatnego majątku, więc nie można uznać tego za czynnik jednoznacznie zubażający. Negatywem jest jedynie konieczność utrzymania większej nieruchomości, a więc wyższe rachunki oraz wyższy czynsz, zaś w przypadku zakupu na kredyt – wyższy koszt kredytu.
Co to oznacza dla gospodarki?
Dr Łaszek zwraca uwagę na to, że stan dotychczasowy, czyli rozgrzany rynek nieruchomości oraz niskie stopy procentowe, mimo że stwarzają świetne okazje inwestycyjne, długofalowo nie muszą być korzystne dla gospodarki. Przy takich parametrach występuje przeinwestowanie kapitałochłonnych i mało innowacyjnych sektorów gospodarki, takich jak chociażby budowlanka. Zatrzymanie tego trendu może spowodować odpływ inwestorów do bardziej innowacyjnych branż, które z kolei mają kluczowe znaczenie dla stanu gospodarki w dłuższej perspektywie czasowej.
Tagi: koronawirus a rynek mieszkaniowy
Najnowsze komentarze