W dyskusjach nad stanem polskiego rynku mieszkaniowego i przyczynach tego, że ceny wciąż rosną, często pojawia się parametr tzw. luki mieszkaniowej. Tym terminem określana jest liczba mieszkań, której brakuje w Polsce, tj. tyle więcej ich powinno być, aby Polacy mieli zaspokojone swoje potrzeby mieszkaniowe. Luka ta jest różnie obliczana i zależnie od przyjętej metodyki wynosi od 200 tysięcy do nawet niemal miliona lokali mieszkalnych. To bardzo dużo. Jednak okazuje się, iż nie aż tak dużo, skoro w Polsce obecnie znajduje się dwa razy więcej pustostanów.
Pisząc “dwa razy więcej” odnosimy się do najbardziej pesymistycznych kalkulacji luki mieszkaniowej, ponieważ pustostanów jest ponad 1,8 miliona. Tak wynika ze wstępnych oszacowań danych zebranych w ramach Narodowego Spisu Powszechnego. Można się domyślić, że taka skala zjawiska musi mieć wpływ na rynek mieszkaniowy. I nie jest to wpływ dobry, ponieważ mieszkanie, które stoi puste, musi zostać wybudowane i wykończone, przez co generuje popyt, a więc winduje ceny, lecz z drugiej strony – nie służy potem zaspokajaniu potrzeby mieszkaniowych, tym samym można uznać, iż nie ma udziału w generowaniu podaży.
Skąd tak duża liczba pustostanów? To złożone zagadnienie. Między innymi dlatego, iż przyczyny są bardzo różne. W niektórych przypadkach będzie to choroba, w innym zdarzenia losowe, niechęć do zajmowani się wynajmem. Pustostany są w rękach zarówno osób, które posiadają jedną dodatkową nieruchomość, jak i w rękach większych inwestorów, będących właścicielami kilku lub nawet kilkunastu lokali, które… stoją puste. Szokujące jest też to, iż pustostanów jest więcej niż mieszkań, których przybyło przez ostatnią dekadę (1,7 milionów, dzięki czemu sumarycznie w Polsce jest już 15,2 milionów lokali mieszkalnych). Stanowią one ponad 12% krajowego zasobu mieszkaniowego. Można więc uznać, że przez pustostany w kwestii polityki mieszkaniowej stoimy w miejscu, mimo rekordowej aktywności deweloperów.
Pomiędzy poszczególnymi województwami występują różnice w liczbie pustostanów rzędu kilku procent. Sama kalkulacja jest o tyle wiarygodna, że koreluje z danymi o zużyciu prądu, które również wskazują na istnienie bardzo licznych pustostanów. Przyczyny rezygnacji z użytkowania mieszkań i domów są różne. Często są to kwestie prawne i formalne, np. wiele domów stoi pustych w trakcie trwania spraw rozwodowych, zwłaszcza w sytuacji, gdy małżeństwo kupiło nieruchomość i rozwiodło się jeszcze przed jej zasiedleniem. Również często wśród właścicieli pustostanów pojawiają się emigranci zarobkowi. Osoby, które wyjechały za granicę i tam pracują mogą mieć w Polsce mieszkanie lub odziedziczyły je już podczas pobytu poza naszym krajem. W niektórych przypadkach nie chcą angażować się w wynajem i potrzebują lokalu na miejscu, w którym będą mogły nocować, gdy przyjeżdżają na święta lub urlop. Do tego np. nie wiążą swojego życia z zagranicą na stałe, więc nie chcą pozbywać się mieszkania w Polsce i stoi ono puste. Również liczna jest grupa inwestorów, którzy kupili lokal z myślą o zarobieniu na tym, iż wraz z czasem zyskuje ono na wartości. Są to zazwyczaj osoby lokujące w ten sposób oszczędności, których w banku nie da rady uchronić przed inflacją.
Problem pustostanów dostrzegany jest zarówno przez ekspertów, jak i przez rząd. O ile ci pierwsi chcieliby uwolnić zblokowany zasób mieszkaniowy poprzez liberalizację przepisów dotyczących wynajmu (obecnie chronią one najmujących, przez co często właściciel nie może dysponować swoim lokalem, mimo że najmujący nie opłaca czynszu), to rządzący wolą drogę dodatkowego obciążania właścicieli pustostanów. Pojawia się więc pomysł mocniejszego opodatkowania lokali, które nie są zamieszkiwane przez właściciela ani wynajmowane.
Co ciekawe, bardzo liczne pustostany są własnością samorządów. Rząd wykazuje tutaj aktywność i stara się zachęcać gminy oraz miasta do przywracania tych lokali na rynek, m.in. poprzez dofinansowywanie remontów wykonywanych przez osoby chcące zasiedlić gminny pustostan.
Tagi: pustostany
Najnowsze komentarze