Przełom roku to czas podsumowań oraz prognoz. Dla rynku nieruchomości ubiegłe miesiące były nieco spokojniejsze niż rok poprzedni. Co w związku z tym przewidują eksperci na najbliższe tygodnie?
Po rekordowym pod względem sprzedaży i ilości rozpoczynanych inwestycji roku 2017, w trwającym jeszcze roku przyszedł czas na delikatne wyhamowywanie. Z uwagi na rosnące koszty materiałów budowlanych oraz wynagrodzeń fachowców, ceny nieruchomości poszybowały w górę, co przyczyniło się do zmiany postawy kupujących. W niektórych lokalizacjach sprzedaż wyhamowała, a deweloperzy otrzymują mniej pozwoleń na budowę. Czy tendencja ta utrzyma się przez pierwsze miesiące nowego roku?
Wiele zależeć będzie od decyzji Rady Polityki Pieniężnej, która ustala wysokość stóp procentowych. Od kilku lat utrzymane są one na niskim poziomie, co z jednej strony powoduje mniejsze koszty kredytów hipotecznych, z drugiej czyni lokaty bankowe o wiele mniej opłacalnymi, niż inwestowanie w nieruchomości na wynajem. Mówi się o wyhamowaniu rynku, jednak eksperci uspokajają, że na załamanie póki co się nie zapowiada, co najwyżej na stabilizację. Nadal oddaje się do użytku wiele mieszkań, spada jednak liczba uruchamianych inwestycji. Jest to spowodowane wyższymi kosztami budowy, ale także wysokimi cenami gruntów oraz problemami z ich dostępnością. Te w najlepszych lokalizacjach są już bowiem w większości zagospodarowane, a ich ilość ograniczona. Duży popyt na działki przyczynia się również do wzrostu ich cen.
Natomiast wzrost cen mieszkań widoczny jest zarówno na rynku pierwotnym, jak i wtórnym. W najlepszych lokalizacjach w porównaniu do roku poprzedniego, cena metra kwadratowego wzrosła nawet o kilkanaście procent. To powoduje, że kupujący, szczególnie ci, którzy zakup nieruchomości traktują jako inwestycję, odkładają decyzję odnośnie nabycia. Z danych REAS wynika, że w III kwartale roku sprzedaż spadła o 19 % w porównaniu do analogicznego okresu roku 2017. Mimo to, popyt nadal jest na wysokim poziomie.
W ostatnich tygodniach roku zmniejszyło się również tempo wzrostu cen. Do realnych zagrożeń dla rynku mieszkaniowego zalicza się ponadto kurczące się banki ziemi oraz drastycznie rosnące ceny działek. Kwestie te mogą mieć realne przełożenie na zmniejszenie oferty deweloperów. Jak pokazują przykłady z przeszłości, po każdym okresie hossy następuje spowolnienie lub załamanie rynku spowodowane spadkiem popytu z uwagi na zbyt wysokie ceny mieszkań oraz rosnące koszty kredytów hipotecznych. Bo te w końcu się zwiększą, gdy zapadnie decyzja o podniesieniu stóp procentowych. Na razie nie wiadomo jednak, kiedy to dokładnie nastąpi. Jednocześnie deweloperzy zachęceni wcześniejszymi wynikami sprzedaży, licząc na stale rosnące ceny, nie zmniejszają podaży. W pewnym jednak momencie na rynku robi się za dużo mieszkań w zbyt wysokich cenach i nie znajdują one nabywców. Wówczas deweloperzy zmuszeni są do obniżenia cen lokali w celu minimalizacji strat.
Wszystkie te czynniki wpłyną na wygląd rynku nieruchomości w 2019 roku, jednak o ile nie będzie miało miejsca załamanie gospodarcze w skali globalnej lub krajowej, albo nie wejdą w życie nowe, niekorzystne regulacje prawne, eksperci nie przewidują krachu na skalę 2008 roku, kiedy to doszło do pęknięcia bańki cenowej. Można się jednak spodziewać, że przyszły rok będzie czasem stabilizacji rynku, przy czym mowa tu raczej nie o spadku cen, a raczej zmniejszenia tempa ich wzrostu.
Oczywiście ze nie będzie znacznej korekty do której przyzwyczaił nas rok 2008do 2012, bo sytuacja sie zasadniczo zmieniła. Ceny są na poziomie tych z górki (2008), a inflacja była w tym czasie 12,5%, czyli mamy ceny o kilkanaście procent niższe niż w 2008 . To tylko jeden z czynników pokazujący ze nie ma powodów do korekty, jest jeszcze kilka innych które potwierdzałyby te teorie. Będzie tylko stabilizacja ze wzrostem cen delikatnym, na poziomie 1,5do 2,5% w skali roku.
Ależ oczywiście, że jest doskonały powód do spadków – krzywe popytu i podaży. Popyt maleje, podaż rośnie.